Od 13 Września na terenie Polski i całej Europy Środkowo-Wschodniej jesteśmy świadkami nawiększych fali powodziowych od 1997 roku, ta druga w ciągu mniej niż trzydziestu lat ‘powódź 1000-lecia’, przyczyniła się na ten moment do śmierci co najmniej 9 osób w Polsce, a 1 osoba wciąż uznawana jest za zaginioną. Jednak bardziej niż powodzi, ludzie padli ofiarą polityki klas rządzących III Rzeczpospolitej – tak pijanych na ‘sukcesie’ transformacji oraz wiecznie wznoszących się wykresów PKB, PPP, S&P, że zapomnieć można było o infrastrukturze krytycznej.
Ofiarą biurokratów obcego kapitału tak rozszalałych rozkręconym na współ z reżimem białoruskim i własnym wsparciem dla każdej zbrodniczej wojny imperializmu USA na Bliskim Wschodzie „kryzysem migracyjnym”, że ‘broniąc’ granic zapomniano co żołnierz wojska i WOT-u robić ma w przeddzień katastrofy.
Ofiarą polityków, tak rozemocjonowanych kęsem polityki wielkich mocarstw, że w szumie afery o sabotaż NordStream czy wymiany szpiegów, ekwiwalent półrocznych opadów w ciągu 3 dni wydawać się mógł ‘prognozą niealarmującą’.
Wreszcie wszyscy, którzy stracili majątek życia – ofiarą dumnych posiadaczy tysięcy nowych czołgów, wyrzutni rakietowych i systemów artyleryjskich, tak spłukanych po opłaceniu faktury, że zaoferować mogą naszym społecznościom niskoprocentową pożyczkę (1.5%-2.5%!!) na likwidację szkód.
Perspektywa ogólna
Zacznijmy jednak od podstaw – cały region południowej Polski, wraz z Czechami, Słowacją, Węgrami, zachodnią Rumunią i częściami Austrii znajduje się w obszarze w, którym często dochodzi do zderzeń mas niskiego ciśnienia i gorącego powietrza wędrującymi z północnych Włoch (niż genuański) z chłodnymi wyżami kontynentalnymi. Nie jest to nowe zjawisko meteorologiczne w regionie tym bardziej więc szkodliwa, zwłaszcza w kontekście katastrofy klimatycznej i ocieplenia klimatu wydawać może się narracja wydarzeń z 1997 roku jako wydarzenia wyjątkowego.
Katastrofa klimatyczna w całej swojej istocie będąca symptomem nadprodukcji kapitalistycznej, przyśpiesza w sposób drastyczny naturalne ocieplenie klimatu, jest to szeroko znany wszystkim fakt. Co natomiast mniej oczywiste to rezultaty samego ocieplenia – w kontekście opadów atmosfera na każde 0.5 C wzrostu średniej temperatury jest w stanie przechowywać o 7% więcej wilgoci, przed jej skraplaniem, w wartościach bezwzględnych jest to więc wzrost wykładniczy. Pokazuje to, że nie tylko błędnym założeniem jest traktować wydarzenia z 1997, 2010 czy 2024r., jako wyjątkowe ale trzeba je traktować jako takie, których intensywność i częstotliwość musi rosnąć zbieżnie z globalnym ocieplaniem .
Z perspektywy czynników geograficznych dodatkowo nie pomaga, że cały region w którym dochodzi do tego rodzaju cyklicznych powodzi odgrodzony jest zewsząd masywami: Karpat, Sudet i Alp. Do najbardziej gwałtownego skraplania i zderzeń mas powietrza dochodzi bezpośrednio na tych masywach, cały opad zrzucany jest, więc w początkowy bieg rzek. Te natomiast w górnym biegu ze względu na energię wytwarzaną przy dysproporcjonalnym wezbraniu, w korelacji z prędkością z którą płyną w dół strumienia, stanowią niepowstrzymaną barierę dla dotychczasowych zabezpieczeń tak jak miało to miejsce na przykład na zniszczonej tamie w Stroniach Śląskich.
Czego jednak w tak beznadziejnej perspektywie warunków naturalnych możemy wymagać, przecież bądź co bądź zbiorniki w górnym biegu rzek wypływających z Sudet budowano, a w samej Ziemii Kłodzkiej wycofano się z budowy ich części, również ze względu na warunki ekologiczne i ingerencję w lokalną przyrodę, a opór dla ich budowy wbrew prawicowej narracji pochodził z obu stron parlamentarnego bagna politycznego. Oczywiście możemy przeprowadzać kalkulacje w ramach obecnego horyzontu politycznego: Jak wielkie połacie ekosystemów w Ziemii Kłodzkiej możemy na stałe zaburzyć, żeby być może tym razem ocalić Kłodzko (o suchych Stroniach Śląskich i Lądku-Zdrój dalej możemy zapomnieć), a przynajmniej miejscowości w dalszym biegu Nysy oraz Odry. Moglibyśmy równie dobrze tą dychotomię adektwatnej ochrony środowiska naturalnego lub adektwatnej ochrony ludzkiego osadnictwa przenieść i na perspektywę całej polityki przeciwpowodziowej w kraju.
Nic nie zmieni jednak faktu, że Polska uczestnicząc w globalnym systemie kapitalizmu-imperializmu nie jest w stanie politycznie zapobiec w żaden sposób czynnikom ludzkim przyczyniającym się do tej beznadziejnej sytuacji.
Tak jak na piedestał wynieść możemy konsumpcjonizm, utowarowienie i wszelkie rankingi gospodarcze z nimi związane, tak opuścić musimy wagę podstawowych warunków reprodukcji życia ludzkiego – reprodukcję środowiska naturalnego, które tak fundamentalne jest dla bezpiecznego schronienia i osadnictwa.Nie ważne w tym aspekcie są retoryki o ochronie środowiska i zapobieganiu zmianom klimatycznym głoszone, przez rządzacych w kraju, w Unii i na świecie, równie nieznaczące są protesty i akcje aktywizmu klimatycznego dla zmian porządku prawnego w ramach obowiązujęgo systemu politycznego.
Kryzys i jego sprzeczności, które zagrażają podstawowym warunkom reprodukcji życia ludzkiego, są tak samo fundamentalnie związane z światowym systemem polityczno-ekonomicznym, jak fundamentalnie prawo do bezpiecznego schronienia zakorzenione jest w naszej psychice. Niesłusznym jest wyzbywanie się tego cywilizacyjnego postępu rozwoju ludzkości, w postaci pewności o bezpieczne schronienie, kosztem utrzymania systemu którego użyteczność przeterminowała się ponad 200 lat temu. Jedynym możliwym sposobem obrony naszego prawa i walki z tym kryzysem jest uderzenie w jego źródło, a kryzys klimatyczny jest niczym innym jak kryzysem światowego imperializmu.
Mając zarys tak globalnego kryzysu czy możemy usprawiedliwiać działania obecnych rządzących? Oczywiście, że Nie!
Czy działania rządu i posiadaczy w kraju, możemy uznawać za dodatkowy czynnik obecnej katastrofy? Oczywiście, że Tak!
Pierwsze sygnały
10 Września Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW), ostrzegał o możliwości wystąpienia 12 września w południowo-zachodniej Polsce dużych opadów deszczu, w tym o poważnym ryzyku powodzi w dorzeczu górnej Odry. Wraz z intensywnie pogarszającymi się prognozami 12 września IMGW wydał ostrzeżenia najwyższego stopnia. Pisano bezpośrednio: “Wystąpią powodzie i zalania.” Bezpośrednio wskazano na Ziemię Kłodzką, gdzie przewidywano opad 200-300 l/m2, w ciągu 3 dni co daje ekwiwalent pół roku opadów. Na dodatek ostrzeżenia dla całego pogranicza polsko-czeskiego pokrywały się z ostrzeżeniami Czeskiego Instytutu Hydrometeorologicznego (ČHMÚ).
Co najmniej od 10 września, służby w Polsce posiadały wiedzę na temat nadchodzącej fali opadów i jej prawdopodobnej skali.
Nie stanowiło to absolutnie żadnej przeszkody dla premiera do opętanego bełkotania w telewizji 13 września cytując: “Prognozy nie są przesadnie alarmujące. Dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju. Nie ma powodu do paniki”.
Perspektywa Krajowa
Niezależnie od conajmniej obłąkanych, a możnaby się kłócić morderczych w swym efekcie słów Tuska, region Dolnego Śląska i województwa opolskiego po powodzi w 1997 roku, zabezpieczony miał być nowymi zbiornikami zbudowanymi w tym okresie – nieporównywalnie mniejszymi niż Soliński czy Czorsztyński, które zbudowano lub których budowę rozpoczęto przed transformacją.
Tym razem dzięki serii mniejszych zbiorników w górnym biegu Nysy Kłodzkiej, nie miano się czego obawiać. Z czasem jak się okazało nie miano czego się obawiać (a to i tak nie do końca) tylko w wielkomiejskiej Polsce A, bo przynajmniej Wrocław ucierpiał mniej niż w 1997 roku, gdyż dziś Polska powiatowa przyjęła na siebie znacznie większą dewastację niż 27 lat temu. Powstałe zbiorniki okazały się absolutnie niewystarczające, tak jak cała infrastruktura IIIRP – jeśli powstawały to z ogromnymi opóźnieniami, lub wcale nie i to nie tylko przez aspekty ochrony środowiska, ale też niemoc kapitalistycznego państwa do realizacji takich przedsięwzięść. Na poziomie krajowym jest to pierwszy czynnik potęgujący dzisiejszą katastrofę co zbieżne jest min. z wnioskami Najwyższej Izby Kontroli.
Rzeczywistość dodatkowo zweryfikowała narrację, ujawniając absolutną ignorancję Wód Polskich wobec zbliżającej się fali powodziowej w postaci braku opróżnienia zbiorników w górnym biegu Nysy Kłodzkiej, których przyśpieszone przepełnienie z wybitną skutecznością przypieczętowało los miast w biegu tej rzeki na północ od Kotliny Kłodzkiej – czystą ignorancją zniszczono całkowicie: Nysę, Paczków, Lewin Brzeski i niezliczone wsie pomiędzy.Obnażyła się również patologia III RP w postaci kuriozalnego biurokratycznego rozwarstwienia administratorów infrastrukrury krytycznej, gdzie w apogeum tragedii Sztab kryzysowy na żywo dowiadywał się o wydawać by się mogło samym fakcie istnienia elektrowni wodnej Lubachów na Bystrzycy, będącej w administracji Tauronu, która dokonała nieautoryzowanego zrzutu wody do zbiornika Mietków. Zapomniano, więc w sztabie zawrzeć przedstawiciela jednego z administratorów infrastruktury retencyjnej na drodze fali powodziowej, w domyśle nie pamiętając zapewne, że przecież każda infrastruktura w naszym kraju funkcjonować nie może bez rozłożenia na setki spółek: publicznych, publiczno-prywatnych, konsorcjów, JDG, itp itd., bez których istnienia doświadczylibyśmy wszyscy chronicznego kryzysu bezrobocia w zawodzie prezesa.
Może jeszcze popełnilibyśmy grzech ciężki centralizacji takich obiektów w jednym podmiocie skupiających je (lub co najmniej stanowiącym dokładny nadzór nad nimi) wpierw według funkcji społecznej, zamiast dziesiątek struktur niepodległych sobie według funkcji ekonomicznej dla maksymalizacji zysku.
Po przejściu głównej fali w górnym brzegu dopływów Odry w ruinie stoją: Głuchołazy, Ziemia Kłodzka (Stronie Śląskie, Lądek-Zdrój, Kłodzko), Lewin Brzeski, większość Nysy i Paczkowa, w mniejszej części również Jelenia Góra, Świdnica i Ząbkowice Śląskie, Kamieniec Ząbkowiecki, niezliczone wsie pomiędzy dołączają zarówno do grona zdewastowanych jak i uszkodzonych, aż po same województwo Lubuskie setki kilometrów w dół biegu Odry.
Perspektywa Lokalna – Walka i jej brak
Wraz z przetoczeniem się głównej fali, przez wspomniane miejscowości z pierwszej ręki dało się usłyszeć o zbrodni ignorancji wobec losu ludności regionu dokonanej, przez lokalne władze i bogaczy. Z całej Ziemii Kłodzkiej, w pierwszych dniach dochodziły niezliczone sygnały mieszkańców o byciu pozostawionym na pastwę losu, przez brak służb ratowniczych i sił zbrojnych.
Właśnie tu ujawniła się kolejna kuriozalna patologia III RP i klas rządzących, gdzie po apelach lokalnych mieszkańców rząd łaskawie raczył przejąć kwestie zarządzania kryzysowego od burmistrzów Stroni Śląskich i Lądka-Zdrój. Ciężko pojąć czemu innemu taka fetyszyzacja samorządności, w naszym systemie prawnym akurat w zarządzaniu kryzysowym w obliczu tragedii wielokrotnie ponad miarę takich relatywnie niewielkich społeczności miałaby służyć. Czemu innemu, niż instytucjonalnemu umywaniu rąk od zbrodni własnej ignorancji, a w efekcie dla stworzenia propagandy pobłażliwego i kompetentnego wielkiego wodza przejmującego sprawy w własne ręce od nieudolnych biurokratów. Fascynujące jest jak pewne modele, które pro-rządowi ‘intelektualiści’-politolodzy wyszukują wśród reżimu rosyjskiego mają swoje odzwierciedlenie pod naszym nosem, na poziomie instytucjonalnym, są w obronie naszych “wodzów” kodyfikowane prawnie, ujawniając swoją prawdziwą rolę przy pierwszym głębszym kryzysie.
Kolejnym błędem o charakterze zbrodni przeciwko ludowi powiatu Kłodzkiego, był fakt niepoinformwania, przez Wody Polskie wspomniaych właśnie samorządowych sztabów kryzysowych, o przerwaniu tamy w Stroniach Śląskich, co potwierdza burmistrz Kłodzka.
Poza rażącą niekompetencją o znamionie gierek politycznych i/lub zbrodni – na tle samego zarządzania mamy masę przykładów haniebnych zaniedbań w praktyce ratowniczej: począwszy od mieszkańców całej Ziemii Kłodzkiej mówiących jasno o byciu pozostawionymi bez wsparcia służb, po tak tragiczne przypadki jak horror pana Tomasza z Głuchołazów, który w środku miasta stał na maleńkiej wysepce pośrodku fali, przez okrągłe 9 godzin czekając na ratunek, podczas gdy mieszkańcy lokalnych bloków potwierdzają, że informowali służby ratownicze o jego sytuacji dziesiątki razy spotykając się z kompletnym brakiem reakcji, gdy centymetry dzieliły go cały ten czas od pewnej śmierci. Sam pokrzywdzony relacjonował, jak przed zalaniem służby ratunkowe z Tuskiem na czele przyjechały do miejscowości na sesję zdjęciową, przed opuszczeniem jej w całości na samotną zagładę.
Jeszcze bardziej dramatyczna sytuacja miała miejsce we wsiach, możemy znaleźć relacje mieszkańców Stójkowa mówiącą o braku obecności jakichkolwiek służb czy informacji o ewakuacji, bezpośrednio mowa o tym, że „cała Polska będzie chciała wystąpić przeciwko premierowi” za jego słowa bagatelizujące żywioł, który zniszczył ich życie.
Jak możemy się dowiedzieć z innych relacji organy państwa polskiego zostawiając na zagładę Głuchołazy i Ziemię Kłodzką nie pojechały wcale w międzyczasie ratować miejscowości w dalszym biegu rzeki, bo tak choćby w przypadku Nysy – największej miejscowości w biegu Nysy Kłodzkiej, możemy usłyszeć od wielu mieszkańców informacje o tym, że lokalnie działał jeden śmigłowiec ratunkowy – tylko że nie pogotowia, straży, policji czy wojska… a cywilny – ochotników z Gdańska.
Idąc dalej dla mieszkańców terenów powodziowych wilkiem w owczej skórze okazały się nie tylko władze państwowe.
W Jeleniej Górze, którą najgorsze ze zniszczeń ominęły lokalni mieszkańcy nie mogli spać spokojnie dzięki działaniom lokalnego milionera i właściciela luksusowego hotelu, który według ich relacji miał przekopać zlecić przekopanie wału przeciwpowodziowego w obronie swego absolutnie fundamentalnego dla egzystencji przybytku, ignorując los pozostałych mieszkańców okolicy. Tymczasem sam prezydent Jeleniej Góry w wypowiedzi bagatelizującej te działania, opowiada o ‘przekopaniu dawnych stawów, a nie fragmentu wału powodziowego’. Niesamowitym jest, że w obliczu takiej tragedii rządzący różnych stopni myślą, że przeciętny mieszkaniec-pracownik ogłupiał do tego poziomu, że zapomni o naturalnych właściwościach retencyjnych takich terenów jak stawy , a swoją słusznie wymierzoną wściekłość o zniszczony dorobek życia odsunie od lokalnego posiadacza i biurokraty. Lokalni mieszkańcy jednomyśle odrzucają te tłumaczenia-kpiny i przynoszą do organów ścigania materiały udowadniające zbrodnię, przeciw bezpieczeństwu ich domostw.
Ostatni z przykładów kryminalnego niedbalstwa skupmy w samym wspaniałomyślnie „ocalonym” Wrocławiu.
Podczas, gdy władze i służby w obiektywie kamer skupiały się na umacnianiu dzielnicy Marszowice, przed falą z Bystrzycy – z notabene dwojakim skutkiem, gdyż Marszowice zostały i tak miejscami zalane. Pareset metrów na wschód w dzielnicy Stabłowice lokalni mieszkańcy samodzielnie bez żadnej pomocy z zewnątrz zmuszeni byli przygotowywać się na tą samą falę z Bystrzycy. Jedna z mieszkanek mówiła bezpośrednio: “Przez dwa dni ludzie błagali, aby ktoś pomógł im z budową wału (…) Władze wzięły się za wzmacnianie Marszowic, a Stabłowice na własną rękę zaczęły załatwiać worki i piasek”. W efekcie kolejnego kryminalnego zaniedbania na potrzeby zdjęć z fleszem na jednych z niewielu wałach, gdzie ktoś widział przed falą przedstawicieli państwa polskiego w Stabłowicach woda wdarła sie wewnątrz części osiedla podmywając garaże i partery.
Państwo przychodzi, robić to co umie
Gdy fala już zdecydowanie opadła, a wezwania od mieszkańców do natychmiastowego stawienia się służb dla naprawy uszkodzeń stały się wszechobecne, sztab kryzysowy postanowił z początku przechwalać się ilościami żołnierzy skierowanych do różnych miejscowości. W wielu przypadkach była mowa o żołnierzach WOT-u, którzy będąc terytorialną formacją z jakiegoś powodu musiałyby być skierowane z zewnątrz dopiero po fakcie. Oczywiście wszczyscy wiemy, że dopóki ostatni imigrant na granicy białoruskiej nie zostanie spałowany, a ostatnia matka z dzieckiem nie zamarznie samotnie w Puszczy Białowieskiej, dopóty nie będzie mowy o obronie terytorialnej, będącej na miejscu przed prawdziwym kryzysem.
Z czasem, gdy woda opadła a relacje służb pojawiąjących się na miejscu zaczęły kontrastować z relacjami mieszkańców o zbrodni ignorancji jakiej z ich rąk doświadczyli, zrodziła się potrzeba zmanufakturowania nowego kryzsu – lokalnie takiego jak ten na granicy białoruskiej, którym będzie można w całości informacyjnie rozgrywać.
Tak też i z dnia na dzień słyszymy coraz mniej o ogromnej skali zniszczeń zdruzgotanych społeczności, a coraz więcej słyszymy o bandach szabrowników, których ‘zawrotna’ ilość na gigantycznych obszarach zdewastowanych, przez powodzie rzeczywiście powala, od 13 do 29 Września zatrzymano… 19 szabrowników, daje nam to nieco ponad jedną! osobę dziennie. Oczywiście lokalni prokuratorzy w teatrzyku skrywającym swoje biurokratyczne zapędy jako komukolwiek potrzebne w tej katastrofie, przygotowali się do wnoszenia aktów oskarżenia na niebezpiecznych szabrowników: napojów alkoholowych, przeterminowanych produktów i opustoszałych stacji Orlenu, w trybie przyspieszonym. Nie brakuje też wylewających krokodylich łez lokalnych posiadaczy, jak w przypadku sklepu jubilerskiego w Lądku-Zdroju, gdzie właścicielka użalała się nad stanem swojego zrabowanego towaru, tylko po to by policja na miejscu nie mogła potwierdzić informacji o kradzieży i oznajmić, że pokrzywdzona nie złożyła zawiadomienia o przestępstwie.
Na koniec nie może zabraknąć oczywiście ulubionego dla naszych elit wątku rosyjskiego. Minister cyfryzacji oznajmił, że “dezinformacja w sieci” ze strony służb białoruskich i rosyjskich, wzrosła w czasie powodzi o 300%. Jako informacje, które były “mieszane z prawdziwymi”, przez autorów dezinformacji wymieniał takie narracje, jakie dominują wśród mieszkańców terenów zdewastowanych powodzią, jednocześnie wskazując, że osoby odpowiedzialne za powielanie tych narracji z pierwszej ręki powinny być karane. Tak jak powiedział tak też zrobiono, poczynając od zatrzymania 22-letniego mieszkańca zniszczonego Lądka-Zdrój za dawanie relacji ze swoich doświadczeń w trakcie tragedii.
Polityka Tragedii
Wszyscy dziś słuchając mediów jesteśmy bombardowani przekazem klas rządzących o potrzebie zjednoczenia się ponad podziałami w obliczu tej tragedii.
Co musimy zrozumieć to fakt, że w swoim sednie narracja podziału powstała z praktyki lokalnych społeczności najbardziej zniszczonych tą powodzią, gdzie masy ludzi pracujących stoczyły samotną walkę o swoje życie i majątek, bez tych którzy wokół ich heroicznej pracy chcą się w blasku fleszy jednoczyć. Naszym zadaniem jako społeczeństwa nie może być zakłamywanie rzeczywistości na potrzeby narracji politycznej obecnie rządzących, ani jakiejkolwiek innej opcji politycznej. Prawdą jest, że ta powódź ma aspekt zarówno globalny, krajowy i lokalny w, których na każdym szczeblu istnieją fundamentalne sprzeczności uniemożliwiające Nam obronę przed jej powtórzeniem.
Musimy z tej tragedii wyciągnąć szersze wnioski, a heroiczną pracę przy obronie naszych domów uzupełnić budową alternatywy systemowej u podstaw opartej na tych, którzy pracę u użyteczną społecznie rzeczywiście podejmują, szukać prawdziwie silnej władzy z dala od korupcji i przeżytku sal sejmowych.
Niech tak jak fala, która w końcu opadnie, opadnie i widmo tych którzy naszą katastrofą się żywią.
Źródła:
1) https://dorzeczy.pl/kraj/634348/wroclaw-woda-podeszla-pod-bloki-na-osiedlu-stablowice.html
3) https://www.facebook.com/reel/740674608188396
14) https://dorzeczy.pl/opinie/636088/powodz-w-polsce-ujawnione-informacje-pograza-premiera.html